środa, 29 sierpnia 2012

Chłopak mojej przyjaciółki - Rozdział 3

    Poniedziałkowy poranek niczym nie przypominał minionych dni. Chmury odpłynęły daleko na zachód, a ich miejsce zastąpiło ciepłe lipcowe słońce. Wyschły już prawie wszystkie kałuże, a ptaki ponownie zaczęły śpiewać wesołe melodie.
- Słyszysz, powiedz jej, to. – Powiedział Ron do Harry’ego tonem troskliwego ojca.
    Harry westchnął. Nie chciał mówić przyjaciółce, że przez jej chęci poznania co knuje Malfoy, nie zdążył złożyć dokumentów na szkolenia aurorskie. Cały czas wracały do niego wspomnienia z dzisiejszego ranka, gdy zaraz po śniadaniu udał się prosto do Ministerstwa Magii.
- Dzień dobry. – Uśmiechnął się do starszego i lekko już łysiejącego aurora, który przyjmował zgłoszenia kandydatów. Dziarskim krokiem, cały rozpierany przez niespożytą energię, podszedł do niego.
- Dobry panie Potter. – Odpowiedział mężczyzna. – Słucham pana.
- Ja chciałem złożyć deklarację na te szkolenia dla przyszłych aurorów, które organizuje ministerstwo.
    Starzec przeczesał palcami swoją bródkę, która na oko miała dziesięć centymetrów długości. Drugą ręką wziął od Harry’ego teczkę. Otworzył ją i wyjął z niej plik wypełnionych formularzy.
    Czytając je kiwał lekko głową, czasami lekko się uśmiechał, a gdy przeczytał kilka kartek, schował je z powrotem do teczki i oddał ją właścicielowi.
- Cóż… - zaczął niepewnie. – Ma pan świetne opinie, bardzo chętnie przyjęlibyśmy tak zdolnego człowieka, ale … - Zawahał się, a na twarzy Harry’ego pojawił się lekki niepokój. - … przyszedł pan za późno. Wszystkie miejsca zostały już zajęte.
    Czarnowłosy poczuł jak w gardle rośnie mu wielka gula.
- Ostatnie miejsce zajął, dokładnie godzinę temu, Andrew Swilt. Bardzo mi przykro, panie Potter.
    Harry odwrócił się i udał do wyjścia z gabinetu, głową spuszczoną w dół. Nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie stało. Jego największe marzenie się nie spełni, a było już tak blisko. A wszystko przez jego kompletny brak asertywności, bo nie umiał odmówić Hermionie, gdy ta nalegała na piątkowe spotkanie. Żałował, że nie przyszedł do przyjaciółki spóźniony, by móc oddać deklarację. Ale przecież termin składania podań, jeszcze nie minął, po prostu było za dużo chętnych. Miejsc mogło zabraknąć w każdej chwili.
    Wiedział, że nie może być zły na podejrzenia Hermiony. Doskonale zdawał sobie sprawę, że gdyby przyjaciółka wiedziała o jego planach, kazałaby mu iść i nie przejmować się jej sprawami. Ale on chciał zrobić wszystkim niespodziankę, dlatego nic nikomu nie powiedział. Jedyną tajemniczą osobą był Ron.
    Harry trzymał już dłoń na klamce, gdy stary auror odezwał się:
- Jest jeszcze jedna możliwość, aby dostał się pan na te kursy. – W oczach Harry’ego pojawiła się nadzieja. – Jest pan znaną postacią. To właśnie dzięki panu został pokonany największy czarnoksiężnik naszych czasów, Lord Voldemort, w takim wypadku może mógłbym…
- Nie! – Harry wpadł mu zdanie. – Nie chcę dostawać się na te zajęcia w taki sposób! Jeżeli mam wykorzystywać, to, że jestem wybrańcem, to proszę od razu wykreślić moje nazwisko z listy!
    Auror westchnął, ale i jednocześnie delikatnie się uśmiechnął. Pomilczał chwilę, intensywnie nad czymś myśląc, potem podrapał się w głowę i rzekł:
- Honor, to bardzo ważna cecha dobrego aurora. W takim razie wpiszę pana na listę rezerwową. Może ktoś jeszcze zrezygnuje.
- Dziękuję. Odpowiedział uprzejmie Harry, uchylając lekko drzwi.
- Proszę wyczekiwać mojej sowy.
    Harry zniknął za drzwiami.

- Słyszysz! Musisz! - Ron szarpał Harry’ego za ramię, odganiając od niego wspomnienia.
- Ale co to da? Nie zmienię przeszłości. Zresztą, teoretycznie, nie spóźniłem się na ostatni termin. Po prostu te kursy były za bardzo oblegane. Zgłoszę się za rok.
    Ron pokiwał twierdząco głową. W głębi duszy wiedział, że Hermiona nie ma z tym nic wspólnego, ale sądził, że wpędzenie jej w poczucie winy spowoduje, że przestanie interesować się sprawą Malfoy’a.
    Kochał ją i to bardzo, ale jej obsesja (mimo iż tylko kilkudniowa) dała się już nie do zniesienia. Przez cały weekend, docierały do niego jej listy, w których dokładnie wszystko, opisywała i analizowała. „Dlaczego Malfoy przyczepił się do Laury?” to pytanie pojawiało się co najmniej dziesięć razy w jednej wiadomości. W sumie uzbierało się czternaście też i spekulacji.
    Harry dumał przez chwilę nie dając Ronowi żadnej innej odpowiedzi. Mimo braku zainteresowania rozmową, ten nadal go nakłaniał, aby poważnie porozmawiał z przyjaciółką. Chcąc wreszcie porozmawiać o czymś innym, zapytał:
- Kiedy Ginny wraca z Francji?
- W środę – Odpowiedział rudowłosy.
    Ta wiadomość podniosła Harry’ego na duchu. Nie widział się z nią już tak długo. Wprawdzie pisali do siebie tak często, jak się tylko dało, ale listy, a spotkanie z żywą istotą, zupełnie nie idą ze sobą w parze.
    Ginny ostatni rok spędziła we francuskiej Akademii Magii Beauxbatons. Matka nie pozwoliła jej uczestniczyć w odbudowie Hogwartu. Twierdziła, że nauka jest najważniejsza i to jej - jako matki - obowiązek by jej córka zdobyła potrzebne do życia wykształcenie.

    Punktualnie o godzinie osiemnastej w Norze rozległo się cichutkie pukanie do drzwi. Harry z Ronem doskonale wiedzieli, że to Hermiona, więc od razu wpuścili ją do środka. Po krótkim powitaniu wszyscy troje usiedli w pokoju Rona.
- Mam tutaj adres od Luny. – Hermiona zaczęła wymachiwać przed oczami chłopaków, małą karteczką z zapisanym adresem. – Niestety Luna jest zajęta i nie może z nami iść…
- Dzięki Ci Merlinie! – Ron uniósł ręce ku niebu w geście dziękczynnym.
    Harry musiał walnąć go z łokcia w żebra, bo na twarzy Hermiony zaczynało pojawiać się zdenerwowanie. Gdy tylko rudzielec się uspokoił, zaczęli ustalać szczegóły operacji „Wyciągnąć Informacje od Mopsa-Pansy”
    Postanowili, że wybiorą się do niej już jutro. Na początku w planach było wypicie eliksiru wieloskokowego i pod jego wpływem podać się za ankieterów z Żonglera, ale bez Luny oraz, że pytanie o Malfoy’a nie przystoi ankieterom, ten pomysł wydał się zbyt ryzykowny, więc szybko został odrzucony. W końcu z braku jakichkolwiek pomysłów, stanęło na zwykłych „przyjacielskich odwiedzinach” .
- Dobra, więc wszystko ustalone. Widzimy się jutro.
    Hermiona pożegnała się z chłopcami i cała w skowronkach opuściła Norę. Gdy tylko drzwi się zamknęły odezwał się Ron:
- To prawda, że z wiekiem zaczynają wariować.


    Następnego dnia o dziewiątej, Ron, Harry i Hermiona spotkali się na pobliskiej polance, oddalonej tylko dwa kilometry na zachód od Nory. Gdyby nie, czekające zadanie, mogliby spędzić na niej cały dzień, ponieważ polanka okazała się niesamowitym miejscem.
    Polana otoczona była z trzech stron drzewami, głównie iglastymi. Znajdowało się małe jeziorko, w którym radośnie pluskały się ryby, a na liliach wodnych siedziało kilka żab. W powietrzu dało się wyczuć lekką woń polnych kwiatów, które delikatnie znikały za wysoką, nieprzystrzyżoną trawą.
- Parkinson mieszka za lasem. – Oznajmiła Hermiona, wskazując ręką w stronę drzew. – jeżeli szczęście nam dopisze, to dowiemy się czegoś. Do dzieła drużyno!
    Pełna energii ruszyła przed siebie, a chłopcy wolno i niechętnie powlekli się za nią, co chwila ziewając. O godzinie dziewiątej rano, zdecydowanie woleliby dalej spać i śnić o hipogryfach, niż iść przez las w nieznane.
    Podczas wędrówki niewiele ze sobą rozmawiali. Hermiona biegła kilka metrów przed Ronem i Harrym. Zdarzało się, że co jakiś czas pokrzykiwała „To już blisko!”, na co jej towarzysze reagowali co najwyżej skinieniem głowy i krzywym uśmiechem.
    Po godzinnym spacerze wśród komarów, much i innych owadów, las zaczął się przerzedzać. Wyszli na polanę, która znacznie różniła się od tej, na której spotkali się rano.
    Trawa była bardzo nisko przystrzyżona i pożółkła, nie rosły na niej żadne kwiaty. Po środku znajdował się mały dwupiętrowy cytrynowo zielony domek ze spiczastym brązowym dachem, otoczony niskim płotkiem. Wysoka wierzba posadzona obok niego powodowała, że ta niewielka posiadłość znajdowała się w cieniu.
    Cała trójka ruszyła przed siebie. Po przejściu kilku kroków poczuli dziwne uderzenie zimna, coś jakby przechodzili przez ducha. Nie było to przyjemne uczucie.
- Zaklęcia ochronne przeciw mugolom, aby nie dostrzegli domu. Tylko czarodziej go zobaczy. – Wyjaśniła Hermiona, gdy Harry z Ronem zaczęli z wyrazem zakłopotania i zdziwienia, wpatrywać się w stronę niewidzialnej bariery.
    Gdy podeszli do drzwi spostrzegli na nich małą tabliczkę: PARKINSONOWIE.
- A więc trafiliśmy dobrze. – Powiedział Harry pod nosem.
    Wzięli głębokie oddechy i zapukali. Nikt nie otwierał, więc zapukali po raz drugi. Dalej cisza. Hermiona trzymała już dłoń w górze, aby zapukać trzeci raz, gdy drzwi w końcu  się otworzyły.
    Stanęła w nich, dobrze znana wszystkim dziewczyna o twarzy mopsa. Wyraźnie było widać, że jest zmęczona i niechętna do rozmowy. Włosy miała rozczochrane i ubrana była w pasiastą piżamę. Grymas na jej twarzy powiększył się jeszcze bardziej, gdy zdała sobie sprawę, kto zapukał do jej domu.
- Skąd macie mój adres? – Zapytała.
- Pansy! Skarbie, kto przyszedł!? – Z wnętrza domu dobiegał czyjś lekko ochrypły głos.
- Nieważne babciu! Nikt istotny! – Odkrzyknęła, po czym zwróciła się w stronę swoich „gości”. – No już, po co tu przyleźliście?
- A może to ten miły pan z domu za wzgórzem!? Jeżeli ma ze sobą ten pyszny dżemik to zaproś go do środka! – Krzyknęła babcia Parkinson.
- Nie ma tu żadnego dżemu! – Pansy wzięła głęboki oddech.
    Hermiona miała zamiar coś powiedzieć, ale Ron wszedł jej w słowo.
- Dlaczego kupowaliście „Żonglera”?
- ŻONGLER! CZY TO JUŻ NOWY NUMER! – Wrzasnęła starsza pani.
    Pansy nie wytrzymała, wyszła na ganek i zamknęła za sobą drzwi. Krzyki babci stały się ledwo słyszalne.
- Jak widzicie babcia jest poważnie chora. Zajmuje się głupotami i czyta takie idiotyzmy. – Wywróciła oczami - Będziecie się streszczać, czy poszczuć was psem?
- Chcemy cię zapytać o Dracona. – Odezwał się Harry. – Widzieliśmy go w dość dziwnej sytuacji. Odwiedzał..eee… mugolskie banki. – Wymyślił na poczekaniu. - Wiesz może, o co chodzi?
- Chodzi nam o to, czemu łazi po mugolskiej części Londynu jakby nigdy nic. Przecież dobrze wiemy, że wy Ślizgoni i cała jego rodzina, gardzi tym gatunkiem. – Powiedziała spokojnie Hermiona.
- A trzeba tez dodać, że zadaje się z mugolkami. – Dorzucił Ron.
    Parkinson ponownie wzięła głęboki oddech. Przymknęła na chwilę oczy. Otworzyła je bardzo powoli. Przez chwilę wpatrywała się w czubki butów całej trójki.
- Posłuchajcie mnie – odezwała się po chwili milczenia. – Nie mam pojęcia dlaczego tak bardzo się nim interesujecie. Ale jeżeli musicie wiedzieć, bo bez tego eksplodują wam głowy, to powiem wam. Dracuś przechodzi teraz bardzo trudny okres w swoim życiu. Próbuje odnaleźć siebie na nowo, jego psychika jest bardzo krucha. Powiedział to wszystkim swoim przyjaciołom. Jeżeli nic o tym nie wiecie, to nie jesteście jego przyjaciółmi.
- Ale, posłuchaj moja przy… - Hermiona próbowała przerwać jej monolog, ale Pansy nie dała sobie przerwać.
- I tak powiedziałam wam za dużo. Zabierajcie swoje Gryfońskie i zapyziałe tyłki z mojego podwórka! I nie wtrącajcie się więcej w sprawy ciężko schorowanego człowieka! – Cała czerwona na twarzy odwróciła się i weszła do domu, głośno zatrzaskując za sobą drzwi, zanim ktoś zdążył coś jeszcze powiedzieć.
    Harry, Ron i Hermiona z niezbyt zadowolonymi minami i mieszanymi uczuciami, odwrócili się i ruszyli w drogę powrotną, zostawiając polanę domu Parkinsonów zdaną na działanie ciepłych promieni słonecznych. Gdy znaleźli się poza ochronną anty-mugolską barierą, a polanka zniknęła całkowicie za drzewami, rozpoczęli próbę konwersacji.
- Czyli ta jego wielka miłość do Laury, to jakiś uraz psychiczny? Choroba przysadki mózgowej czy innego narządu? – Wyrzucił z siebie Ron. - Nic nam to nie dało! – Wrzasnął tak głośno, że kilka ptaków, wystraszonych tak nagłym hałasem, odfrunęło z pobliskiego krzaczka.
- Nie wierzę w to! – Krzyknęła Hermiona – Widać było, że jest w pełni świadomy tego co robi i z kim się zadaje!
- Hermiono, to była totalna strata czasu! Widać było, że ona nic nie wie o Larrie…
- Laurze. – Poprawił go Harry.
- Nieważne. – Ron prychnął ze złości, a jego twarz przyjęła kolor purpury. – Nie uwierzę w te gadki o chorobie! – Harry walnął go z łokcia, aby się uspokoił. Rudzielec zamknął się na chwilę, ale nadal dyszał z wściekłości.
- Masz rację. – Powiedziała szatynka przytłumionym głosem. – Przepraszam, że was w to wciągnęłam, ale tak bardzo chciałam się dowiedzieć, o co mu chodzi. – Jej oczy zaszkliły się i jedna samotna łza spłynęła po jej policzku. Wytarła ją szybko rękawem. - Przecież go znacie, jest zdolny do wszystkiego! A Laura jest taka bezbronna, nie poradzi sobie, gdy ten ją zrani.
    Stanęła przy pierwszej lepszej sośnie i oparła się o nią. W tej chwili poczuła się taka bezradna i mała.
    Kto wie, jaki podły plan narodził się w głowie Malfoya. A bez podstawowych informacji nie może zacząć działać. A jeżeli on chce jej zrobić krzywdę lub zranić ją, tak dla zabawy? W końcu to były śmierciożerca. A takich typów należy się wystrzegać! Tyle, że Laura nic o tym nie wie i to ją spycha na przegraną pozycję. Będzie ślepo wierzyć w to, że Malfoy, to chłopak idealny.
    Kolejne łzy spłynęły po jej policzkach. Nie wytarła ich.
    Harry i Ron podeszli bliżej Hermiony. W tej chwili, gdy patrzyli jak walczy ze swoimi myślami, poczuli się okropnie, jak egoiści, że nie wspierali jej od samego początku. Zrozumieli, że nie ważne jak ta sprawa będzie im nie na rękę, muszą z nią zostać. Przecież nie mogą pozostawić jej samej sobie, w tak trudnym dla niej momencie.
    Ron stanął z nią twarzą w twarz. Wytarł dłonią łzy z jej policzków, objął ramieniem i pocałował w czoło. Nie chciał, żeby płakała. Nie lubił oglądać jej w takim stanie. Nie lubił jej łez oraz smutku widniejącego na jej twarzy. Chcąc rozładować zaistniałe napięcie zażartował:
- Wybaczymy ci wszystko jak tylko poczęstujesz nas tymi pysznymi ciasteczkami.
    Harry zachichotał.
- Ron, ty wciąż o jednym. – odpowiedziała, już nieco weselszym tonem.
    Nie wspominając już o rozmowie z Pansy, Malfoyu i Laurze, ponownie ruszyli w drogę powrotną. A gdy przeszli cały las, deportowali się prosto do domu Hermiony.



    Nareszcie go przepisałam! Miałam go dodać od razu po moim powrocie, ale wyszło jak wyszło. No trudno. Przepraszam was, że nic się w nim takiego specjalnego nie dzieje, ale obiecuję, następny będzie bardziej energiczny. 
    Osobiście jestem załamana, że już tak mało zostało do powrotu do szkoły.  Słyszałam, że podobno druga klasa liceum jest najgorsza, więc przyznam, że trochę się stresuję. Jeżeli przeszliście już przez ten etap szkolnej edukacji, to napiszcie mi jak to jest w tej drugiej klasie. Nawet nie wiecie jak zazdroszczę studentom, jeszcze cały miesiąc wakacji przed nimi.
    Jak widzicie pojawiła się nowa zakładka "Informuję". bardzo proszę wszystkich, którzy chcą być informowani o zapoznanie się z nią. Ja po prostu się już gubię, gdy każdy wpisuje się pod inną notką i prosi o informowanie.

PS: Kursywą zaznaczyłam WSPOMNIENIA Harry'ego, jakby ktoś się nie zorientował i dziwił, czemu w tym momencie jest inna czcionka.

6 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podoba twoje opowiadanie. Takiego to ja jeszcze nie czytałam.
    Czekam na kolejny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś tak czułam, że wyprawa do domu Parkinson nie skończy się dobrze. W końcu ona za Dracusiem szaleje, a oni są tylko Gryfonami, do tego największymi wrogami Dracona. Naprawdę wątpię, żeby Malfoy był na coś chory, chyba że na głowę. Kurcze, mam nadzieję, że Hermiona dowie się w końcu, dlaczego on zainteresował się Laurą. Bo to nie jest normalne. Nie ze strony Malfoya. A Hermiona się wykończy domysłami, jesli się nie dowie prawdy.
    Z niecierpliwością wyczekuję nowego rozdziału i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. { flamencel } Kocham Twoje opowiadanie jest świetne pod każdym względem. Strasznie interesuje mnie to dlaczego Draco zainteresował się Laurą, przecież ten Ślizgon zawsze uważał mugoli za margines. No cóż z niecierpliwością czekam na kolejne perypetie bohaterów opowiadania :) Zapraszam na paper-memories-of-reachel.blog.onet.pl :)

    OdpowiedzUsuń
  4. w końcu tutaj zawitałam. rozdział przeczytałam już jakiś czas temu, ale narobiłam sobie niezłe zaległości z komentowaniem... ale do rzeczy.
    notka jak zwykle świetna. jestem strasznie ciekawa co będzie dalej. Zastanawiam się czemu Draco jest tak zainteresowany Laurą... na pewno kryje się za tym coś bardzo interesującego.
    Strasznie szkoda mi Hermiony, wykończy się dziewczyna.
    pozdrawiam i czekam na nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. O poranku przypadkiem trafilam na tego bloga. Przeczytalam wszystkie rozdzialy z tego opowiadania i musze przyznac, ze bardzo mi sie podoba. Przede wszystkim pomysl jest ciekawy. Gdy bede na kompie to dodam Cie do obserwowanych i polecanych, takze zostaje mi tylko do napisania, ze z niecierpliwoscia czekam na nastepny :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmm,. Fajny dział, a Pansy wydaję się zupełnie inna, niż w rzeczywistości. Kocham jej babcią, z tego działu ona jest moją faworytką, haha ;D. Naprawdę mi się podobało, twoje opisy sa mega ;) Sama bym chciała takie pisać, ale zaczynam próbować ^^. Jestem ciekawa co z tym Draconem, oby nie zrobił nic Laurze!

    OdpowiedzUsuń