niedziela, 21 października 2012

Chłopak mojej przyjaciółki - Rozdział 4

    Zaportowali się w salonie, w domu Hermiony. Było to przestronne pomieszczenie zaopatrzone w kamienny kominek, w którym spalały się ostatnie belki drewna. Naprzeciw kominka stała skórzana kanapa. Na środku pokoju znajdował się okrągły stół z dębowego drewna, na którym stał żółty wazon ze świeżo ściętymi kwiatami. Dookoła stołu postawione były krzesła do kompletu. Jednak najbardziej uwagę przykuwał stary, także dębowy, regał z rodzinnymi zdjęciami oraz porcelanowymi filiżankami w środku. Przez dwa duże okna wpadały promienie słońca, oświetlając dokładnie każdy kąt pokoju, a długie czerwone zasłony, opadały delikatnie na kremowy dywan.
    Salon bardzo różnił się od pokoju Hermiony, w którym siedzieli kilka dni temu. Doskonale dało się wyczuć, że to pomieszczenie urządzała osoba o określonym stylu i poczuciu dobrego smaku.
- Babcia go urządziła, kiedy jeszcze żyła. – Powiedziała Hermiona, jakby dokładnie wiedziała, jakie pytania kłębią się w głowach jej towarzyszy. – Siadajcie. – Wskazała ręką na krzesła stojące przy stole. – Zaraz wrócę z ciasteczkami. – Puściła do nich oczko, a następnie zniknęła za drzwiami prowadzącymi do kuchni.
    Uwagę Harry’ego i Rona od razu przykuły zdjęcia małej Hermiony, które stały wewnątrz regału. Kąpiąca się w różowej wanience albo z pieluchą na głowie wyglądała tak rozkosznie, że nigdy by nie pomyśleli, że ten brzdąc wyrośnie na osobę o tak rozbudowanej osobowości i wielkim intelekcie.
    Coś stuknęło. To Hermina wróciła z ciasteczkami i herbatą na metalowej tacy.
- Smacznego łakomczuchy. – Powiedziała z uśmiechem, stawiając tacę na stole. – Ooo, widzę, że spodobały się wam moje kompromitujące zdjęcia.
- A ja uważam, że to najpiękniejsze zdjęcia ze wszystkich, Hermiono.
    Słowa te zostały wypowiedziane przez osobę, której chłopcy nigdy nie widzieli. Oczom Harry’ego i Rona ukazała się wysoka kobieta, z brązowymi lokami na głowie, spiętymi w koński ogon. Jej oczy miały taki sam, mocno czekoladowy kolor, jak oczy Hermiony. Miała na sobie kwiecisty fartuch, a w prawej dłoni trzymała miotełkę do kurzu. Przed nimi we własnej osobie, stała mama Hermiony – Jane.
    Chłopcy ukłonili się delikatnie, mrucząc pod nosami ciche „Dzień dobry” i starając się nie popełnić żadnej gafy.
- Jak się cieszę, że wreszcie mogę poznać przyjaciół Hermiony. Ty pewnie jesteś Ron, a ty Harry. – Podała każdemu z nich rękę i energicznie potrząsnęła. – To przez ciebie spędziliśmy cały rok w Australii. Oj, ale nie przejmuj się kochaneczku, dzięki temu mamy urocze wspomnienia!
    Pani Granger mówiła tak szybko, że ledwo dało się ją zrozumieć. A gdy się nie odzywała, prześwietlała ich swoimi świdrującymi oczkami. Chłopcy jednomyślnie doszli do wniosku, że ich przyjaciółka wygląd odziedziczyła po niej, a charakter w stu procentach należał do ojca.
- Dobra mamo, wielkie dzięki za odwiedziny. - Powiedziała szatynka, popychając rodzicielkę w stronę wyjścia z salonu. – Półki same się nie odkurzą.
    Pani Granger była już przy drzwiach, gdy nagle się zatrzymała.
- A, jeszcze jedna mała sprawa. Dzwoniła ta blondynka, Laura, kiedy ciebie nie było. Powiedziałam, żeby zadzwoniła w okolicach dwunastej. – Po tych słowach zniknęła w innej części domu, ścierając kurz z najróżniejszych miejsc.
- O dwunastej? Czyli jakoś niedługo. – Powiedział Harry spoglądając na swój zegarek na ręce.
    Nie mylił się. Parę minut po tej rozmowie rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu, który stał w przedpokoju. Hermiona pospiesznie podbiegła do niego i odebrała. Nie mówiła dużo podczas pogawędki z Laurą. Co jakiś czas dodawała tylko „tak”, „oczywiście”, „czemu nie”.
- Co jest? – Zapytał Harry, gdy szatynka skończyła rozmowę i wróciła do stołu.
- Laura zaproponowała mi małą przejażdżkę. – Odpowiedziała bardzo spokojnie.
- Przejażdżka chyba nie jest niczym strasznym? – Zdziwił się Ron, starając się powstrzymać śmiech.
- Poczekaj, nie powiedziałam najlepszego. Uwaga cytuję… „Razem ze mną i najwspanialszym mężczyzną, który urodził się na tej planecie.” - Mówiąc te słowa cały czas udawała piskliwy głos swojej koleżanki.
- Zgaduję, że chodzi o Malfoya. – Stwierdził czarnowłosy, na co Hermiona pokiwała twierdząco głową, a na jej uśmiechniętej wcześniej twarzy, malowało się teraz lekkie zakłopotanie i niepewność.
    Przez chwilę siedzieli w całkowitej ciszy. Ptaki za oknem śpiewały najpiękniejsze melodie, pozwalając zapomnieć o otaczającym świecie i dać ponieść się wspomnieniom.
    Po głowie Hermiony tłukło się ich mnóstwo. Były to głównie wspomnienia z nią i Laurą w roli głównej. Nie były one jednak zbyt wyraźne, ponieważ w wieku ośmiu lat nie zwraca się uwagi na takie szczegóły jak archiwizacja wspomnień.
- Kiedy? – Wyrwał ją z transu Ronald.
- Jutro. Zgodziłam się. Może gdy będę bliżej nich, uda mi się wyciągnąć coś od Malfoya. Ewentualnie sama wyciągnę jakieś wnioski z własnych obserwacji.
- Ale Hermiono, myśleliśmy, że jutrzejszy dzień spędzisz z nami. Przecież jutro wrac.. – Zaczął Harry, ale przyjaciółka mu przerwała.
- Wiem, że zaplanowaliście na jutro już jakieś inne atrakcje, ale poradzicie sobie beze mnie. Poza tym, to mój obowiązek być jutro przy niej.
    Zakończyła rozmowę dość dobitnie, nie pozwalając nikomu wtrącić swojej opinii. Dla niej ten temat był już skończony. Nie chciała wdawać się w dyskusje, że nie powinna jechać. To było dla niej bezsensowne, a i tak nic by nie zmieniło w jej decyzji. Czuła, że ta wycieczka będzie przełomem w całej sprawie, że w końcu dowie się paru niezbędnych informacji oraz, że wszystko wróci do normy.
    Harry z Ronem dopili herbatę i dokończyli ciasteczka. Gdy żegnali się z przyjaciółką było już grubo po czternastej.
    Zapowiadający się dzień bez paplaniny o Laurze i Draconie był miodem dla ich biednych bolących uszów. Całym sercem popierali Hermionę, ale ostatnio o niczym innym nie dało się z nią porozmawiać. Ciągle gadała, to o blondynie, to o swojej przyjaciółce. Każdy temat, w którym nie pojawiała się wyżej wymieniona dwójka, stawał się dla niej nudny i nieatrakcyjny.
    Jedynym „małym” minusem okazał się powrót Ginny z Francji.
    Pani Weasley już od kilku dni szykowała się na to wielkie wydarzenie. Dokładnie wypucowała każdy kąt Nory i uzbierała wszystkie potrzebne składniki na powitalną kolację. Miała się zjechać cała rodzina. Bill z Fleur obiecali, że mimo nawału obowiązków, na pewno się pojawią, a Percy chcąc umilić rodzinie wymyślanie kolejnych niedorzecznych plotek o swojej nowej dziewczynie, postanowił ją przyprowadzić i w końcu wszystkim przedstawić. Nawet George wiedział, że trzeba przywitać się z siostrą po tak długiej nieobecności.
    Biedaczek od roku miał z ludźmi minimalny kontakt. Siedział zamknięty w swoim pokoju i rozpaczał. Między nim i Fredem była niewidzialna bliźniacza więź, która zniknęła razem z jego śmiercią. Chłopak zamknął się w sobie. Nie chciał z nikim rozmawiać, nic nie jadł i nie pił. Każdy myślał, że to tylko kwestia czasu (przecież każdy przeżywa śmierć bliskiej osoby inaczej), że po jakimś czasie mu przejdzie, że znowu będzie tym samym dowcipnisiem, który umiał każdego rozweselić. Tak się jednak nie stało. Sklep z Magicznymi Dowcipami stał zamknięty od Drugiej Bitwy o Hogwart. Mimo upływu czasu, George nadal cierpiał. Ginny była ostatnią nadzieją, na wyciągnięcie go powrotem do świata żywych.
    Hermiona także została zaproszona na kolację, ale Ron znany ze swojego wielkiego roztrzepania, najzwyczajniej w świecie zapomniał jej o tym powiedzieć. A gdy mu się przypomniało, jego dziewczyna miała już inne plany na środę.


    Piękne, letnie słońce przebijało się przez zasłony w pokoju szatynki, uniemożliwiając jej dalszy sen. Hermiona niechętnie spojrzała na zegarek, który wskazywał dopiero ósmą rano. Podniosła się do pozycji siedzącej i przetarła zmęczone oczy. Rozejrzała się po pomieszczeniu i dopiero po kilku minutach zorientowała się, że dzisiaj będzie towarzyszyć Laurze i Draconowi.
    Jej uczucia dzieliły się na te, które stanowczo odradzały jej tę podróż. Krzyczały, że nie musi pilnować przyjaciółki na każdym kroku, przecież jest już dorosła, poradzi sobie sama. Ale te, które wmawiały jej, że bez niej, stanie się coś złego lub dowie się czegoś nowego w całym śledztwie, zdecydowanie wygrały.
    Śniadanie zjadła jeszcze przed dziesiątą. Gotowa do wyjścia, patrzyła przez okno, wpatrując się w ulicę przed domem. Zgodnie z tym, co powiedziała jej Laura, Malfoy miał się pojawić o jedenastej.
    I faktycznie pojawił się o równej godzinie. Jakże było jej zdziwienie, gdy ujrzała, że blondyn siedział za kierownicą czerwonego jak krew, kabrioletu marki chevroleta. Dziewczyna ostatni raz sprawdziła czy zabrała wszystko co potrzebne i wyszła z domu, a jej myśli błądziły tylko wokół tego czerwonego pojazdu. Jakim cudem Malfoy zdał mugolskie prawo jazdy? 
    Draco Malfoy siedział w samochodzie z zapalonym papierosem w ręku. Słońce padało na jego bladą twarz, podkreślając niezadowolenie, które się na niej malowało. Jego oczy wpatrywały się beznamiętnie w przestrzeń, znajdującą się przed przednią szybą. Tak bardzo nie chciał tu być. Niczego tak bardzo nie pragnął, jak wydostanie się z tej klatki zwanej mugolskim światem, ale wiedział, że musi w nim pobyć jeszcze trochę czasu.
    Mimo wczesnej pory, dzień był naprawdę upalny. Wszystkie stworzenia pochowały się do swoich norek w ochronie przed słońcem, nawet ptaki nie ćwierkały wesoło. Było tak cicho, że Harmiona mogła przysiąc, że usłyszała, jak pył z papierosa Malfoya, zdarza się za asfaltem.
- Co się tak gapisz, Granger? Wsiadaj! – Malfoy odezwał się swoim charakterystycznym, chłodnym tonem, gdy tylko zauważył, że szatynka nadal stoi na wycieraczce pod drzwiami domu i tylko patrzy się na niego, nie mając najmniejszej ochoty ruszyć się z miejsca. – Mimo iż bardzo bym chciał, nie zrobię ci dzisiaj krzywdy.
    Hermiona zajęła miejsce z tyłu pojazdu i zapięła pas. Draco zaciągnął się papierosem po raz ostatni, wyrzucił niedopałek na ziemię i położył ręce na kierownicy.
- Nasze cygara są o niebo lepsze, niż te mugolskie papierosy, nie sądzisz? – Zapytał, siląc się, by brzmiało to dość obojętnie.
- Nie wiem, nie palę. – Odpowiedziała cicho, lekko speszona tym dziwnym pytaniem.
- Szkoda. Czasem naprawdę to pomaga, gdy ma się kłopoty z koncentracją, a głowie kłębi się za dużo myśli.
    Coś trzasnęło. Draco odpalił silnik i samochód ruszył przed siebie. Hermiona nie wiedziała co myśleć, ani co czuć w tej sytuacji. Trochę się denerwowała, że blondyn szybko spowoduje jakiś wypadek.
    Mijali po drodze soczyście zielone drzewa, a wiatr delikatnie chłodził ich twarze. Szatynka zauważyła, że dziewczyny, które mijali wzdychały na widok Dracona. Gdy zatrzymali się na światłach, jakaś ruda dziewczyna ze swoją, także rudą towarzyszką, zaczęły się wydzierać, by zatrzymał się z nimi na kawę i zapomniał o tej poczwarze, która siedzi z tyłu. Nie zrobiło to na niej najmniejszego wrażenia. Prawdę mówiąc, bardzo by chciała, aby te dziewczyny zajęły jej miejsce i uwolniły ją od tego koszmaru.
    Gdy dojechali do domu Laury, ta czekała już gotowa. W rekach trzymała ogromny kosz piknikowy, na którym położony był (oczywiście różowy) koc. Na głowie miała wielki słomkowy kapelusz, z doczepionym do tasiemki przy rondzie słonecznikiem. Sama zaś była ubrana w żółtą sukienkę, sięgającą przed kolano. Roześmiana od ucha do ucha podeszła do samochodu. Kosz schowała do bagażnika, a następnie zajęła miejsce z przodu, obok Dracona.



    Dom Weasleyów zawsze był uznawany za wzór idealnego domostwa. Kochający rodzice z gromadką rozbrykanych dzieci, wzbudzali respekt i szacunek wśród społeczności. Tego dnia w Norze Panował rozgardiasz jeszcze większy niż zwykle. Molly krzątała się po kuchni już od samego rana, przygotowując miliony potraw, które mogłaby podać na przyjęciu powitalnym. Ron i Harry sprzątali każdy kąt, odkurzali, myli podłogi oraz okna. Wszystko miało być idealne.
- Nie denerwuj się tak. – Pocieszał Ron Harry’ego, gdy wskazówki zegara przybliżały się do wyznaczonej godziny.
- A co jak znalazła sobie kogoś innego? Wiesz jak Francuzi działają na kobiety.
    Ron złapał się za głowę. Harry był zawsze bardziej opanowany od niego, ale gdy w grę wchodziły uczucia, a zwłaszcza miłość, to właśnie czarnowłosy był tym, który załamywał się pierwszy. Wymyślał niestworzone historie, spekulował i zamykał się w sobie. Bywał bardziej wkurzający niż Hermiona gadająca o Malfoy’u.
- Wyluzuj. – Poklepał go po ramieniu. – Dobrze wiesz, że Ginny nigdy by się tak nie zachowała. Już od momentu gdy zobaczyła cię pierwszy raz na peronie, zakochała się w tobie na zabój.
    Mimo skołowania uśmiechnął się lekko. Sam nie wiedział dlaczego wzbudza w nim to aż takie emocje. Może to przez to, że w domu Dursley’ów nigdy nie doświadczył czegoś takiego jak miłość. I nawet teraz, gdy uwolnił się od nich na dobre, te złe wspomnienia nadal w nim żyły.
    Spojrzał na specjalny zegar, gdzie na wskazówkach znajdowały się podobizny członków rodziny. Wskazówka Ginny przesunęła się na tabliczkę z napisem „W Domu”. Serce mu zadrżało, gdy usłyszał pukanie. Odwrócił się nieśmiało w stronę drzwi, które się otworzyły. Ujrzał w nich tą, za którą tak bardzo tęsknił. Z olbrzymią walizką w jednej ręce oraz mniejszą torbą podręczną w drugiej. Włosy miała trochę rozczochrane, ale jemu to nie przeszkadzało. Według niego wyglądała prześlicznie. Nie mogąc już dłużej wytrzymać, podbiegł do niej jak najszybciej umiał. Ona także zostawiła wszystkie bagaże przy wejściu i rzuciła mu się na szyję. Przez kilka minut stali w uścisku ciesząc się, że znowu są razem. Nie musieli nic mówić, wystarczyło, że po prostu są.
- Jak fajnie was widzieć. – Powiedziała Ginny, gdy w końcu oderwała się od Harry’ego. – Ale chyba nie ma tu wszystkich. Gdzie Bill i Feur? A Hermiona, mam dla niej bardzo ciekawą książę o rozwoju magii w dwunastowiecznej Francji. Wiem jak interesują ją te tematy.
- Bill z Fleur przyjdą dopiero pod wieczór. – Odpowiedziała pani Weasley.- Ostatnio mają dużo pracy.
- A jeżeli chodzi o Hermionę... Twój brat jest kretynem, zapomniał ją zaprosić. – Wtrącił Harry.
- Ej, a ja cię tu pocieszałem! Tak mi się odwdzięczasz? – Ron udał wielce oburzonego i udał się do salonu, gdzie usiadł na kanapie i zaczął obżerać się czekoladowymi babeczkami. Harry udał niewzruszonego i uśmiechnął się pod nosem.
- Zadam jeszcze jedno pytanie. Gdzie jest George? – Ginny rozejrzała się po mieszkaniu. Nigdzie nie zauważyła najwyższego brata, a bardzo chciała z nim porozmawiać. Słyszała, że nadal ciężko mu było po śmierci Freda, ale w głębi duszy miała nadzieję, że zejdzie, by się z nią chociaż przywitać.
- Może po prostu nie usłyszał, że już przyszłaś. Zaraz do niego pójdę. – Harry ucałował Ginny w policzek, a następnie wbiegł po chodach na piętro, na którym znajdował się pokój George'a. Zapukał, ale usłyszał odpowiedzi. Zapukał ponownie. – Hej, George, tu ja, Harry. Ginny już wróciła, może chciałbyś zejść, przywitać się z siostrą. – Znowu odpowiedziała mu głucha cisza. Zszedł nieco zawiedziony, co on powie Ginny?
- I jak? – Rudowłosa spojrzała na niego swoimi wielkimi brązowymi oczami, w których wyraźnie było widać tlącą się nadzieję. Harry nie miał serca jej powiedzieć, że nikt mu nie odpowiedział.
- Zejdzie później. – Powiedział krótko. Nie chcąc wdawać się w dłuższe rozmowy objął Ginny w pasie i udał się z nią do kuchni, gdzie czekała już reszta rodziny.



    Dracon z Laurą bawili się w najlepsze. Puszczali latawce, kaczki w pobliskim jeziorku, a także wpatrywali się niebo i zastanawiali się, jakie kształty mogą przypominać chmury. Hermiona nie uczestniczyła w tych zabawach, nawet gdy Laura podeszła do niej z pytaniem, czy nie miałaby ochoty pograć z nimi w berka, ta wolała siedzieć na kocu z książką o historii Anglii. Nie chciała integrować się z kimś takim jak Malfoy. On nigdy nie był jej przyjacielem i nigdy nie będzie. Sądząc po porannym powitaniu, chciał pozbyć się jej na dobre, ale bliskie stosunki z Palmer, uniemożliwiały mu to.
    Po prawie dziewięciu godzinach poza domem, Hermiona nie mogła uwierzyć, że ten dzień dobiegł końca. W głębi duszy cieszyła się, że słońce zaczęło zachodzić za horyzont i już niedługo wróci do domu. Czuła się bardziej zmęczona ignorowaniem wygłupów Laury i Dracona, niż oni sami, tymi zabawami.
    Gdy wracali, było już prawie ciemno. Na autostradzie panował wyjątkowy spokój, więc szybko udało im się dojechać do miasta.
- Mamy problem. – Odezwał się Draco, swoim lodowatym głosem, gdy tłukli się po zakorkowanych ulicach Londynu. W porównaniu z pustą i cichą autostradą, w mieście panował spory ruch. – Kończy nam się paliwo. Nie starczy by odwieść każdą z was.
- Ja mogę iść piechotą. – Wtrąciła Hermina, chcąc uwolnić się wreszcie z tego samochodu i znaleźć się w cieplutkim łóżku.
- Daj spokój, Hermi. Ooo, tam jest stacja! – Krzyknęła Laura i wskazała na znak, oznajmujący, że najbliższa stacja paliw znajduje się za tysiąc metrów.
    Draco bez żadnych protestów skręcił w wyznaczony zakręt. Zaparkował samochód przy budce z benzyną i szybko zatankował pojazd.
    Laura także wysiadła i stanęła obok blondyna.
- My idziemy zapłacić. – Malfoy zwrócił się do Hermiony, która nadal siedziała w samochodzie.  – A ty siedź tutaj. Zaraz wrócimy! – Ostatnie zdanie zaakcentował bardzo mocno. W jego oczach można było dostrzec kiełkującą złość.
- Dracuś, niech Hermiona pójdzie z nami. Cały dzień siedziała sama na kocu. Niech spędzi z nami trochę czasu. W końcu po to ją zaprosiłam, aby mogła cię lepiej poznać. – Głos Laury tak bardzo różnił się od głosu arystokraty. Był miły i uprzejmy, a jej twarz wyrażała same pozytywne emocje.
     Malfoy westchnął ze złością, ale nic nie powiedział.
    Wewnątrz sklepiku było już trochę ludzi. Każde z nowo przybyłych klientów udało się w inną stronę. Draco stał przy kasie, płacąc za benzynę, Laura zajęła miejsce przy lodówce z napojami, szukając naturalnej wody źródlanej, a Hermiona stanęła przy gazetach. Przeglądała właśnie ciekawy artykuł w „Genetyce Współczesnej”, gdy poczuła czyiś zimny oddech za karku.
- Nawet poza Hogwartem musisz wiedzieć wszystko na każdy temat?
- Zawsze należy pogłębiać swoją wiedzę. Nie ważne, w jakim jest się świecie, Malfoy. – Odpowiedziała nie odrywając wzroku znad gazety. Artykuł był bardzo interesujący. Ale Hermionę nagle natchnęło. Laura wciąż stała przy lodówce, raczej nie mogłaby usłyszeć rozmowy jej i Dracona…
- Dlaczego z nią jesteś? – Ściszyła głos, jakby bała się, że przyjaciółka może ją jednak usłyszeć. - Przecież nienawidzisz mugoli i nigdy nie zniżyłbyś się do tego poziomu, aby ją pokochać kogoś takiego.
    Ale Draco nie zdążył odpowiedzieć, bo to co zaczęło się dziać, przypominało scenę jak z horroru. 



    Witajcie kochani, po dość długiej przerwie. Moja nieobecność na blogu jest niewybaczalna, ale uwierzcie mi w moim życiu od ostatniego postu trochę się działo. A to kilkudniowa wycieczka szkolna, a to sprawdziany, codziennie przez dwa tygodnie, rodzinne spotkania, naprawdę ciężko było mi znaleźć czas na jakiekolwiek pisanie. 
    Ten rozdział wbrew pozorom miał być dłuższy, ale skróciłam go, wycinając z niego tą "scenę z horroru". Chciałam was trochę potrzymać w niepewności. Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodoba, oraz, że następny post pojawi się najpóźniej za dwa/trzy tygodnie.
    Buziaczki i do napisania ;)