wtorek, 25 grudnia 2012

Miniaturka #6 - Świąteczna rozmowa

Wstęp: Alexandra i Teodor to Krukoni, którzy nienawidzą się od pierwszego dnia w Hogwarcie. Ich sprzeczki dają się każdemu we znaki, ale dla nich jest to jak najbardziej normalne. Jednak w ten świąteczny czas postanowili porozmawiać trochę spokojniej niż zwykle.


    Alexandra siedziała w fotelu naprzeciw kominka. Wpatrzona w wielkie, czerwone płomienie nie zauważyła, że na zewnątrz rozszalała się prawdziwa śnieżyca. Jedyne, o czym myślała, to rodzice. Gdzie teraz są, co robią, czy myślą o niej i czy w ogóle żyją? W święta tylko takie myśli krążyły wokół jej głowy. Sama nie posiadała rodziny, więc nie miała gdzie wrócić na święta. Jej jedynym domem był nieduży sierociniec na przedmieściach Cambrige. Ale jej to nie przeszkadzało. Uwielbiała spędzać święta w Hogwarcie. W sierocińcu nigdy nie zaznała takiej atmosfery jak tutaj.
    Drzwi do pokoju wspólnego otworzyły się z hukiem. Alex nie musiała odwracać wzroku od kominka, aby wiedzieć kto właśnie wszedł. Poza nią, tylko jeden Krukon nie wrócił do domu na święta. Zdziwiło ją to, bo od pięciu lat była jedyną Krukonką zostającą w zamku. 
    Teodor usiadł spokojnie w fotelu obok niej, nie zwracając na nic najmniejszej uwagi. Patrzył się w wirujące płomienie ognia. Wyglądał na zmęczonego. Najwidoczniej trapiły go jakieś myśli od których nie mógł się uwolnić.
    Jednak nie to najbardziej zwróciło jej uwagę. Od tylu lat nie przepuścił żadnej okazji, by zacząć kłótnie. Dlaczego teraz siedział cicho i nie powiedział nawet najmniejszej uwagi na temat dziurawego kocha, który,m była owinięta? Jej gorsza ocena z numerologii, potknięcie się w sali od eliksirów i wylanie całego flakonu z eliksirem na wymioty, na szatę profesora Snape'a, nawet nie uczesane włosy, spotykały się z ostrą wymianą zdań między tą dwójką.
    Siedzieli w ciszy. Było aż za cicho. Alexandra nienawidziła jej. Zawsze lepiej czuła się w rozgardiaszu i hałasie. Nawet lekcje odrabiała w pokoju wspólnym, a nie w bibliotece. Cisza doprowadzała ją do szaleństwa.
- Dlaczego nie wracasz do domu? – Zapytała nieśmiało, nie mogąc już znieść panującej ciszy.
- A czy to ważne? – Odpowiedział cicho nie spoglądając nawet na swoją towarzyszkę. – Ty też nie wracasz. – Stwierdził oschło.
Alex zamyśliła się. Czy jest jakikolwiek sens ciągnięcia tej rozmowy, skoro Teodor nie jest nią w żaden sposób zainteresowany?
- Nie wracam, bo święta w sierocińcu nie są specjalnie interesujące. – Odpowiedziała po chwili namysłu.
    Spojrzała nieśmiało w jego stronę. On zrobił to samo.
- A ja nie wracam, bo uważam, że święta są przereklamowane. Ta sztuczna atmosfera kująca w oczy na każdym kroku, doprowadza mnie do szału. Nie lubię siedzieć z rodziną, śpiewać kolęd, rozdawać sobie prezentów, a potem udawać, że przyniósł to jakiś kretyn z białą brodą! – Jego głos zrobił się bardziej żywy, a w oczach zapłonęły iskierki.
- Nie wierzę ci. - Stwierdziła twardo. - Zawsze wracałeś do domu. Co się stało tym razem? 
    Dziewczyna dokładnie przyjrzała mu się. Zawsze widziała go radosnego, w gronie jego najbliższych przyjaciół. Nawet kary, które dostawał u McGonagall, nigdy go nie dołowały. Ba, wręcz przeciwnie, im więcej ich załapał, tym był bardziej zachwycony. Były one czymś w rodzaju trofeum. Nigdy nie dostrzegała w nim tego zagubionego chłopaka, jakim okazał się być w tej chwili.
- Nigdy nie umiałem dogadać się z ojcem. – Wypalił już nieco spokojniejszym głosem. - A po śmierci mamy, wszystko jeszcze się pogorszyło. W zeszłe święta doszło między nami do bójki. Wkurzył się za te wszystkie Okropne ze sprawdzianów oraz moje szlabany. Podbił mi wtedy oko, a ja rozciąłem mu wargę. Szkoda tylko, że moja pięcioletnia siostra musiała to widzieć. - Zawahał się - Zdecydowałem, że w tym roku nie dam mu tej satysfakcji. Amelia potrzebuje spokoju i nie może być ciągle świadkiem moich kłótni z ojcem. Święta powinna spędzić w szczęśliwej rodzinie. – Alexandra mogła z ręką na sercu stwierdzić, że zauważyła jak pojedyncza łza spływa po jego policzku.
- Wszystko okej? - Zapytała z troską. - Tylko proszę nie mów, że tak, bo widzę, że bardzo się tym przejmujesz. Gdyby było inaczej, wróciłbyś do domu. – Stwierdziła łagodnie. - Zresztą, nie czuj się winny. Nie każdy miał szczęście w życiu, przecież rodziny się nie wybiera. To nie twoja wina. Ważne, że masz przyjaciół, którzy pomo... - Nie skończyła swojej wypowiedzi, bo chłopak przerwał jej gwałtownie.
- Ja nie mam przyjaciół. Ci wszyscy ludzie, to tak naprawdę banda kretynów, którzy nie mają żadnych planów na przyszłość. – Westchnął. – Ale poza nimi nie mam nikogo.
    Zegar wybił godzinę dwudziestą trzecią. Siedzieli w salonie już od godziny i powoli zaczął ich nużyć sen. Alexandra i Teodor wstali bez słowa ze swoich miejsc i skierowali się w stronę sypialni. Jednak przed wejściem w korytarze oddzielające sypialnie męskie od żeńskich, Teodor zatrzymał się.
- Wesołych świąt. – Szepnął w stronę Alex.
- Nawzajem. – Odpowiedziała równie cicho i szybko zniknęła za rogiem.
    W jej głowie kołatało się milion różnych myśli. Wreszcie ujrzała drugą, lepszą, stronę tego chłopaka. Wiele razy zastanawiała się czemu jest właśnie taki. A to wszystko okazało się tylko formą buntu przeciw despotycznemu ojcu. 
Muszę mu pomóc. – Pomyślała, wchodząc do swojego dormitorium.



***



    Witajcie kochani w ten świąteczny czas. Jak wam minęły te dwa dni? Najedliście się? Dostaliście dużo prezentów? Ja czuję, że przytyłam ze sto kilo, ale w końcu święta są raz w roku.
    Mam nadzieję, że długość tej miniaturki was nie przeraziła. Wiem, że jest dość krótka i składa się głównie z dialogu, ale na samym początku miało to być coś w stylu Drabble (czy jakoś tak) ale niestety wyszło trochę dłużej.
    Przepraszam, że ostatnio w blogowym świecie bywam bardzo rzadko, ale szkoła, rodzina, wszystko inne (czyli moje beznadziejne życie) daje mi nieźle w kość, więc naprawdę nie mam głowy do opowiadań. Wybaczcie mi to.