31 października 1988 rok.
Na zewnątrz panował już mrok. Mnóstwo ludzi zaczęło wychodzić na ulicę w dziwacznych strojach. Jedni przebrani byli za potworne zombie, duchy i wampiry, natomiast inni, za zabawne wróżki, czerwone kapturki lub wielkie kolorowe dynie. Maszerowali żwawo od jednego domu do drugiego, prosząc jedynie o małego cukierka. A gdy go już dostali, grzecznie dziękowali i ruszali na dalsze „polowanie” na słodycze.
- Tato, tato, kiedy wyjdziemy na ulice Londynu po cukierki? – Ośmioletni chłopczyk z wielką, czarną, na oko trochę za dużą, tiarą na głowie oraz peleryną w tym samym kolorze, sięgającą aż do ziemi, stał przed biurkiem swojego ojca niezwykle uradowany. W rączkach trzymał mały, wiklinowy koszyczek z naklejoną dynią.
Ojciec odgarnął niesforne kosmyki włosów, opadające na jego zmęczoną twarz i zwrócił się do syna.
- Draco, ile razy mam ci powtarzać, jestem zajęty! Zapytaj matkę. – Odpowiedział bardzo chłodnym i nie przyjemnym tonem Lucjusz. Nawet nie oderwał wzorku od rolki pergaminu by spojrzeć na syna.
Draco nie odpowiedział na jego słowa. Z zawiedzioną miną odwrócił się plecami do ojca i wyszedł z jego gabinetu.
To takie niesprawiedliwe, myślał sobie, gdy przemierzał długie i ciemne korytarze w Malfoy Manor. Rok temu ojciec też był bardzo zajęty jakimiś sprawami. Powiedział mu wtedy dokładnie te same słowa co dzisiaj. Jestem zajęty, te dwa teoretycznie nic nie znaczące słowa sprawiały mu większy ból, niż kary, które dostawał za nieposłuszeństwo.
Gdy przechodził obok pokoju konferencyjnego, w którym raz na jakiś czas odbywały się tajne zebrania, na które Dracona nigdy nie wpuszczono, ujrzał swoją matkę nakrywająca do stołu. Kobieta, gdy usłyszała kroki swojego syna, natychmiast się odwróciła i podeszła do niego.
- Co się stało syneczku, dlaczego jesteś taki smutny? – Zapytała troskliwie, zdejmując mu z główki za dużą tiarę.
- Tatuś nie chce iść na zbieranie słodyczy.
Narcyza westchnęła. Wiedziała jak bardzo jej jedynemu synowi na tym zależy, ale nie mogła podważać ojcowskiego autorytetu.
- Przykro mi. Jak trochę podrośniesz to zrozumiesz, dlaczego nie puszczamy cię na mugolskie ulice. A teraz idź spać. Zaraz przychodzą nasi goście i nie chcemy abyś wałęsał się w nocy po posiadłości. – Ucałowała dziecko w policzek, a następnie wróciła do przygotowań, które wcześniej przerwała.
Draco zawsze był posłusznym dzieckiem. Cokolwiek mówili jego rodzice było święte, nie mógł się sprzeciwiać im słowom. Gdy ojciec mówił, żeby czegoś nie dotykał, Draco nie dotykał. Gdy miał nie zadawać trudnych pytań, nie zadawał. Gdy miał iść spać, bo matka była zajęta przygotowaniem spotkań dla tajemniczych gości, szedł grzecznie spać. Draco słuchał się zawsze, ale nie z szacunku do rodziny, a ze strachu. Bał się, że gdy sprzeciwi się ojcu lub matce, konsekwencje będą o wiele gorsze, niż spalenie jego ukochanego pluszowego smoka, jednym machnięciem różdżki.
- Chłopcy pośpieszcie się! – Molly krzyknęła w stronę pokoi swoich dzieci, które po kilku sekundach zbiegły z koszykami w dłoniach. – Bill, jesteś najstarszy, więc idziesz z Ronem. Charlie, ty pilnuj Freda i Georga, nigdy nie spuszczaj ich z oka! Percy, wiesz, że ci bardzo ufam, a więc w tym roku możesz iść sam. – Dzieci bez słowa ustawiły się w takich składach, jakie ustaliła przed chwilą ich matka.
Nagle Molly poczuła, że ktoś ciągnie ją za spódnicę.
- Mamo! A ja, z kim mam iść? – Najmłodsza, a zarazem jedyna córka, spojrzała na swoją rodzicielkę, nadal trzymając rąbek spódnicy matki.
- Ginny, ty jesteś jeszcze za mała. Nie możesz iść z chłopcami do zatłoczonego Londynu. – Wyjaśniła spokojnie, kucając przy niej aby móc spojrzeć jej w oczy.
- Tak siostrzyczko. To nie jest miejsce dla ciebie. Mogłabyś się przestraszyć. – Powiedział Charlie.
- Albo zgubić. A nie chcielibyśmy stracić tak wspaniałej siostry. – Dorzucił Bill.
Dziewczynka spuściła wzrok. Doskonale pamiętała co matka i bracia powiedzieli jej rok temu. To samo, co dzisiaj. Że jest za mała, że może się zgubić lub przestraszyć. Poczuła jak mokną jej policzki. Tyle się nasłuchała o święcie duchów. O tym jak wspaniałą tradycję mają ludzie, których nazywa się mugolami. Jak chodzą po domach sąsiadów, prosząc o słodkości i inne smakołyki. Sama chciała przebrać się skaczący garnek i pójść razem z braćmi, ale nie mogła. Właśnie, dlaczego nie mogła?
- Nieprawda! – Krzyknęła wyrywając się matce, która trzymała ją za ramiona. – Nie chcecie mnie zabrać, bo jestem dziewczynką!
Bracia razem z matką spojrzeli po sobie, nie odzywając się. O co jej chodziło? Ginny kontynuowała:
- Wstydzicie się ze mną pójść! Boicie się, że będą się z was śmiać, bo macie siostrę!
- Ginny, dziecko, co ty wygadujesz? – Matka ponowie kucnęła przed nią, lecz ta odsunęła się od niej. – Każdy cię tu kocha, po prostu jesteś za mała.
- Rok temu powiedziałaś mi to samo. A Ron mógł iść rok temu, chociaż miał tyle lat co ja teraz! To niesprawiedliwe, nie kocham was!
Ginny nie czekając nawet na odpowiedź pobiegła na wyże piętro, gdzie znajdował się jej pokój. Opadła na łóżko i tuląc pluszowego misia, tego, którego dostała od taty na zeszłoroczne urodziny, do piersi i zaczęła płakać. Ona dobrze wiedziała, że nie była lubiana w tym domu. Rodzice pozwalali jej rodzeństwu na znacznie więcej, bo byli synami, ona była córką, czyli kimś biednym, małym i kruchym. Kimś, kogo trzeba mieć stale na oku, bo sam sobie nie poradzi.
- Dlaczego nie jestem chłopcem? – Zapytała misia, ściskając go jeszcze mocniej.
- I jak? Podobało ci się, skarbie?
- Jeszcze jak mamo! – Na twarzy Hermiony malował się wielki uśmiech. Tegoroczne zbiory cukierków okazały się o wiele bardziej obfite, niż te zeszłoroczne. Na stole leżał chyba z tysiąc słodkości. – Tato, to prawdziwy mistrz Halloween! Każdy, kto otworzył nam drzwi natychmiast dawał nam nawet po kilka cukierków, gdy tylko zobaczył jego przebranie ducha.
Brązowowłosa sięgnęła po czekoladowego cukierka, ale nie zdążyła go zjeść, natychmiast został skonfiskowany przez matkę.
- Co ty wyprawiasz, Hermiono? Mówiliśmy ci z ojcem tyle razy, że cukierki są szkodliwe dla zębów. Nie możesz ich zjeść.
- Spokojnie mamo, umyje potem zęby. – Sięgnęła po malinową landrynkę, ale matka także zabrała.
- Nie. Jest już późno. Jedzenie słodyczy o tak późnej porze jest niezdrowe. – Po wypowiedzeniu tych słów, zaczęła szybko zgarniać rozsypane na stole cukierki, z powrotem do koszyczka, w którym zostały przyniesione. W połowie wykonywanej czynności podniosła wzrok na Hermionę. – Do łazienki umyć żeby, a potem prosto łóżka, porozmawiamy o tym rano. – Jej ton głosu był chłodny i obojętny na błagalny wzrok córki.
Gdy matka wróciła do wcześniej przerwanej czynności, Hermiona zauważyła, że jeden cukierek spadł na podłogę. Dyskretnie go podniosła i szybko uciekła do łazienki, zamykając za sobą drzwi za zamek. Wyjęła z kieszeni „zakazany owoc”, odwinęła z papierka i zjadła ze smakiem. Rodzice nigdy nie pozwalali jej na zjadanie czegoś, co może niszczyć zęby.
Byli dentystami, takie myślenie było dla nich naturalne, ale w Noc Duchów? Rok temu także musiała obejść się smakiem, bo nie mogła zjeść ani jednego, pod pretekstem późnej godziny. Nie mogli chociaż raz, pozwolić dać się pierworodnemu dziecku nacieszyć zebranymi słodkościami? Nie. Musieli być twardzi. Jeżeli zgodzili by się na jednego cukierka, następnym razem Hermiona mogłaby już chcieć ich więcej, a na próchnice i uszkodzenia szkliwa nie mogli pozwolić.
Dziewczynka oblizała ze smakiem usta. Nadal czuła w buzi słodki smak. Szkoda tylko, że za parę chwil zastąpi je jedynie smak miętowej pasty do zębów.
W kuchni, matka Hermiony wrzuciła wszystkie zebrane cukierki do kosza na śmieci.
Witajcie moi kochani. I jak wam się podoba ta miniaturka? Wiem, że jest jeden dzień po czasie, ale wczoraj wróciłam do domu o 22.30, więc naprawdę byłam padnięta.
Jak wam minęło Halloween? Byliście na jakiejś imprezie, a może jeszcze się na coś wybieracie? Ja wczorajszy dzień spędziłam (nie licząc ośmiu godzin w szkole) w kinie. Pewnie pomyślicie sobie, że wasza Lofney była na jakimś maratonie horrorów. Otóż nie, horrory za bardzo mnie przerażają (tak wiem, horrory mają przerażać) i nie przepadam za nimi, zawsze mam potem po nich jakieś koszmary.
Cóż, nie zanudzam was dalej szczegółami z mojego życia. Do zobaczenia w takim razie kochani ;)
PS: O tej miniaturce nie informuję, ponieważ nie mam do tego głowy.
PS2: Obrazek dyni nie jest mój. Rodzice nigdy nie zgadzali się na kupno dyń, mówiąc, że to bezsensowny pomysł ;(
Fajne (: Podoba mi się : #
OdpowiedzUsuńJestem dopiero w trakcie czytania Twojego bloga, ale już mogę stwierdzić, że jest nieco inny niż wszystkie, odbiega od niektórych reguł, dlatego robi się z każdą przeczytaną notką ciekawszy :) Będę odwiedzać :) Zapraszam do mnie i proszę, byś w zakładce WY poinformowała mnie o nowej notce ;)
OdpowiedzUsuńAdres w spamowniku ;P
Zostawiłam pod wszystkimi działami komentarz, na temat działu. Zajrzyj jak chcesz. Oprócz wiersza związanego z Severusem, przeczytam go jak znajdę czas ;D
OdpowiedzUsuń----
Naprawdę bardzo fajne wspomnienia, to taka odskocznia od starszego Trio, Ginny, Draco...:D Są tacy młodziutcy...Ciekawie opisujesz, to wszystko. Szkoda mi jednak Dracona, mimo tego, że nigdy nie przepadałam za rodziną Malfoyów, nie kręciła mnie. No cóż, mam nadzieję, że bd mnie informować ^^. Dodaję do linków ;* Pozdrawiam XD
33 year-old Physical Therapy Assistant Esta Murphy, hailing from Happy Valley-Goose Bay enjoys watching movies like Comanche Territory (Territorio comanche) and Board games. Took a trip to Mana Pools National Park and drives a Envoy XUV. zobacz
OdpowiedzUsuń