piątek, 9 sierpnia 2013

Miniaturka #8 - Sekret [1/2]

Od autorki: Miniaturka jest oznaczona etykietą "Miniaturki DW" ale jeżeli nie oglądacie Doctora nie macie się czym martwić. Zrobiłam tak tylko dlatego, że bohaterami są aktorzy występujący w serialu. Równie dobrze mogłabym ich nazwać Kasia i Basia, a historia niczym by się nie różniła od tej ;) Podzieliłam tą opowieść na dwie części, ponieważ uznałam, że należy was trochę wytrollować.
Opis: Karen ostatnio bardzo dziwnie się zachowuje. Stała się smutna i osowiała, uśmiecha się coraz rzadziej, izoluje się od innych. Jej najlepszy przyjaciel Matt, razem z pomocą swojej byłej dziewczyny Lisy, chce się dowiedzieć dlaczego tak się dzieje.



    Matt czekał na Karen w jej ulubionej lodziarni już 20 minut. Ona nigdy się nie spóźniała, wręcz przeciwnie, zawsze była pierwsza. Nic więc dziwnego, że się niecierpliwił. Ale ostatnio coraz ciężej było ją złapać. Rozmowy telefoniczne przerywała nagle i bez uprzedzenia, a potem przez kilka dni się nie odzywała. Nie miała czasu na spotkania, a gdy jakimś cudem udawało się z nią gdzieś wyjść, to była smutna i nie przypominała dawnej siebie. Gdy tylko ktoś próbował się dopytać, dlaczego taka jest, ona natychmiast zmieniała temat lub zwyczajnie opuszczała pole rozmowy tłumacząc, że zapomniała czegoś zrobić w domu.
    W oddali zauważył, że znajoma postać jest już coraz bliżej. Nareszcie się zjawiła. Trzydzieści minut czekania, jeszcze pięć i chyba by nie wytrzymał. Dla Karen był wstanie znieść wszystko, ale nawet czekanie na najlepszą przyjaciółkę ma swoje granice.
- Hej Mattie. – Karen przywitała się z przyjacielem, a potem zajęła miejsce naprzeciw niego.
- Zamówiłem koktajle. Proszę, malinowy dla ciebie. – Matt postawił przed nią kubek zimnego napoju. Karen natychmiast obięła go dłońmi.
- Dzięki kochany. - Uśmiechnęła się lekko, słomkę wsadziła do ust i wolno zaczęła sączyć płyn. 
    Matt także wziął w dłonie swój kubek, ale po to by ukryć, że uważnie przygląda się uważnie dziewczynie. Coś było z nią nie tak. Oczy miała całe czerwone, policzki napuchnięte, a włosy rozczochrane. Nigdy wcześniej nie widział jej w takim stanie. Oczy niegdyś pełne blasku, teraz były przygaszone. Cera nie przypominała tej opalonej i dobrze nawilżonej różnymi dziwnymi balsamami, była raczej ziemista i sucha.
Nie spuszczając z niej wzroku, Matt zauważył, że Karen ma na sobie ciepły golf z długim rękawem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie środek wyjątkowo upalnego lata.
- Nie jest ci może gorąco? – Zapytał jak najostrożniej umiał. Nie chciał by uciekła z powodu zbyt osobistego pytania.
- Czemu pytasz? – Jej głos zabrzmiał normalnie. A więc to pytanie nie było zbyt osobiste.
- Bo jesteś w ciepłym swetrze. A jest co najmniej 30 stopni.
- Nie miałam co na siebie włożyć. Wszystkie letnie ubrania mam w praniu. – Machnęła ręką i wróciła do swojego koktajlu.
    Matt nie mógł jakoś uwierzyć w te słowa. To takie nieprawdopodobne. Doskonale wiedział, że jego przyjaciółka kłamie. Jej twarz nie potrafiła aż tak dobrze ukrywać emocji. Czoło świeciło się jej od potu. Widać było, że rozpływała się w tym swetrze, a mimo wszystko go nie zdjęła. A ta gadka, że nie ma co na siebie włożyć, w nią też nie uwierzył. Akurat szafa Gillan mogła pomieścić tyle ubrań, że mogłaby nie prać ich przez cały rok, a i tak miałaby w czym chodzić.
Oparł łokcie o stolik, spojrzał Karen w oczy zapytał jeszcze raz. - Co się dzieje? – Zauważył, że jej oczy były nie tylko czerwone, ale i przeszklone.
- Nic się nie dzieje. – Odpowiedziała krótko odrywając się od koktajlu. Spuściła przy tym wzrok.
    Parę minut siedzieli w kompletnej ciszy. Karen nie podnosiła wzroku, by Matt nie mógł zajrzeć jej w oczy. Starał się wyczytać coś jeszcze z jej zachowania, ale nie mógł. Zamknęła się na dobre.
    Ciszę przerwał dźwięk telefonu dziewczyny. Karen sięgnęła po torebkę by wyjąć urządzenie. Przeczytała szybko wiadomość. Uśmiech, jeżeli jakikolwiek wcześniej miała, zszedł z jej twarzy.
- Przykro mi muszę już iść. – Oświadczyła krótko i wstała od stolika.
- Coś się dzieje? – Zapytał po raz kolejny Matt. Chciał ją zatrzymać, nie mógł przecież jej puścić w takim stanie.
- Do zobaczenia. – rzuciła krótko i odbiegła stronę pobliskiego parku.
    Chłopak siedział dalej przy stoliku totalnie skołowany. Wziął w ręce niedopity koktajl przyjaciółki i sam zaczął się nim delektować, gdyż swój już dawno wypił. Zaczęło go zastanawiać co takiego było w tej wiadomości, że Karen tak nagle zmieniła zdanie co do dzisiejszego dnia. 
    Tęsknił za nią. Przyjaźnili się już tyle lat. Nie mieli przed sobą żadnych sekretów. W każdej chwili pomagali sobie. To normalne, że czuł, że popełnił błąd pozwalając jej odejść. Ale co miał zrobić? Rzucić się za nią w dziką pogoń i jeszcze bardziej ją wystraszyć. Nie miał wyjścia musiał czekać. A czekania nienawidził!
    Z braku jakichkolwiek pomysłów na spędzenie reszty dnia postanowił, że uda się do domu swojej byłej dziewczyny i jednocześnie najlepszej przyjaciółki Karen. Może we dwójkę wpadną na pomysł jak wyciągnąć od dziewczyny co się takiego dzieje. Zapłacił za koktajle i  wybiegł z lodziarni. Im szybciej się dostanie do domu Lisy, tym lepiej!
    Mieszkanie Lisy znajdowało się niedaleko, bo tylko kilka przecznic od lodziarni, tuż za pobliskim domem towarowym. Szybko minął portiernię i zaczął wchodzić na trzecie piętro przeskakując kilka stopni naraz. Nigdy nie korzystał z windy. Twierdził, że to strata czasu i zwykłe lenistwo. Gdy znalazł się już na odpowiednim piętrze, zapukał do drzwi z numerkiem 37.
    Po chwili drzwi otworzyły się i stanęła w nich Lisa we własnej osobie. Wysoka, brązowooka dziewczyna o długich kasztanowych włosach.
- Matt! – Krzyknęła radośnie, a następnie mocno go uściskała. – Nie spodziewałam się ciebie tutaj.
- Wybacz, ale to pilna sprawa. Mogę wejść? – Wetknął głowę pomiędzy futrynę, a ramię Lisy, a następnie bez słowa przecisnął się i wszedł do mieszkania.
    Lisa pokręciła głową uśmiechając się przy tym lekko. Następnie zamknęła drzwi i usiadła na fotelu naprzeciwko Matta.
- Rozmawiałaś może ostatnio z Karen? – Zapytał otwarcie.
    Dziewczyna na pewno nie spodziewała się takiego pytania. Splotła ze sobą palce i głęboko westchnęła.
- Ani się z nią nie widziałam, ani nie rozmawiałam. W ogóle nie odbiera ode mnie telefonów. Szczerze myślałam o tym aby się z tobą spotkać i porozmawiać. – Głos jej się załamał. Wstała z fotela i oparła się o ścianę z rękoma skrzyżowanymi na piersi. – A ty?
- Dziś – spojrzał na zegarek, który miał na ręce – Z godzinę temu. Dlatego przyszedłem. Nie przypominała dawnej siebie, a ty jesteś jej najlepszą przyjaciółką.
    Lisa zaśmiała się.
- Nie, to ty jesteś jej najlepszym przyjacielem. Dlatego to takie dziwne, że nawet tobie nic nie powiedziała. Naprawdę się o nią martwię.
    Matt zmarszczył czoło. Zaczął gorączkowo myśleć i przypominać sobie kiedy dokładnie Karen przestała być sobą. Co mogło spowodować tak nagłą zmianę w jej dotychczasowym zachowaniu.
- Ej, a nie pomyślałaś może, że… - Nie dokończył jednak myśli, bo Lisa mu przerwała.
- Znam tę minę. Doskonale wiem co ci chodzi po głowie. To nie on.
- Niby skąd to wiesz? – Zapytał oburzony.
- Jesteś do niego uprzedzony, od samego początku. Tyle razy prosiłam cię abyś go zwyczajnie ignorował, ale ty wymyśliłeś jakąś historię, której trzymasz się do teraz. A Karen, jeżeli o to pytasz, nigdy nie dałaby sobą pomiatać. To musi być coś innego.
    Jej twarz zrobiła się poważna. Nie lubiła gdy Matt miewał teorie spiskowe. Nie myślał wtedy racjonalnie i nie przyjmował do siebie żadnych innych wyjaśnień. Czuła się wtedy jakby spędzała dzień z szalonym detektywem, któremu zależy tylko na tym by potwierdzić swoją wcześniej postawioną tezę.
- Skąd ta pewność? Gdyby była silna, nie siedziałbym teraz tutaj.
    Lisa nie odpowiedziała. Patrzyła się na niego z niedowierzaniem. Matt podniósł się z fotela i stanął z dziewczyną twarzą w twarz.
- Kiedy zerwaliśmy. – Zapytał dość chłodnym tonem.
- Co? – Lisa wydawała się totalnie zbita z tropu. – Od kiedy rozmowy o czyimś zerwaniu mogą pomóc przyjaciółce? Myślałam, że ten temat mamy już dawno zakończony? – Tupnęła nogą. Zawsze to robiła by dać Mattowi do zrozumienia, że nie podoba jej się sposób w jaki do niej mówi.
    Na twarzy dziewczyny zaczęły się pojawiać czerwone plamy. Nienawidziła wytykania błędów, a ta rozmowa ewidentnie zmierzała w tym kierunku.
- Proszę, odpowiedz.
- Jakieś, dwa miesiące temu. – Odpowiedziała po kilku minutach, spuszczając przy tym wzrok.
- A kiedy Karen zaczęła się spotykać z Patrickiem?
- Trzy miesiące temu.
    Matt klasnął w dłonie i obrócił się na pięcie w kółko jak to miał w zwyczaju, gdy do głowy wpadł mu genialny pomysł.
- Nie sadzisz, że to się łączy? Gdy chodziliśmy na podwójne randki to udawał miłego, a gdy tylko został sam ujawnił swoją prawdziwą twarz?
    Oczy Lisy zrobiły się wielkie jak arbuzy. Nie wierzyła w to co słyszy. Musiała się ostro pilnować by nie wybuchnąć głośnym śmiechem. Wiedziała, że Matt nie lubi chłopaka Karen, ale nie sadziła, że będzie go podejrzewał o zrobienie komukolwiek krzywdy.
- Zgłupiałeś już do reszty. – Poklepała go pieszczotliwie po ramieniu.
    Dziewczyna podeszła do wieszaka przy drzwiach, po czym zdjęła z niego torebkę i zawiesiła sobie na ramieniu. Jedną dłoń położyła na klamce, a drugą sięgnęła do kieszeni spodni. Wyjęła z niej pęk kluczy, które rzuciła w stronę przyjaciela.
- Łap! Odpocznij sobie, bo jeszcze poczciwy pan dozorca zostanie podejrzanym w tej twojej opowieści. W lodówce masz sałatkę jakbyś zgłodniał. - Wskazała palcem w stronę kuchni. - Mam dziś na nocną zmianę, więc wrócę w okolicach piątej. Klucze zostaw na portierni…. A i jeszcze jedno. Znajdź sobie kogoś, bo w samotności zaczynasz wariować. – Szatynka puściła do niego oczko, a następnie wyszła z mieszkania, zamykając drzwi z drugiej strony.
    Za to właśnie ją lubił. Mimo iż nie byli już parą to nadal potrafili się świetnie dogadać i byle żartem rozgonić każdą kłótnię.
    Rozejrzał się po mieszkaniu. Nic się w nim nie zmieniło. Już od dawna nie był w nim tak długo, od zerwania siedział tu może w sumie dziesięć minut. Ale mimo wszystko dokładnie pamiętał co gdzie leży.
    Nalał sobie wody do szklanki i ponownie zajął miejsce na miękkim fotelu. Może Lisa ma rację, może faktycznie przesadza. Ale Karen to jego przyjaciółka, najlepsza, więc nie może siedzieć z założonymi rękami gdy dzieje jej się krzywda.
    Przez głowę przewijały mu się najgorsze obrazy. Problemy w domu, nadgorliwi antyfani, groźby karalne, zakładnicy, morderstwa, tajemnice, narkotyki, uliczne gangi… przez to nawet nie zauważył, że woda, którą miał wypić rozlała się po podłodze. Wziął szmatkę z kuchni i zniżył się do poziomu podłogi by wytrzeć płyn.
    Nagle usłyszał, że drzwi wejściowe się otwierają. „Pewnie Lisa czegoś zapomniała” pomyślał, więc nie odrywał się od roboty. Jego obawę wzbudził dopiero trzask, który oznaczał zamknięcie się drzwi, oraz cichy szloch, który rozległ się chwilę później. Ostrożnie podniósł głowę, cały czas ukrywając się za stolikiem do kawy. Ujrzał znajome rude włosy i żółty golf, ten sam, który Karen miała na sobie dziś rano. Stała oparta o ścianę, twarz miała ukrytą w dłoniach. Sam powoli zaczął się podnosić do pionu. Jak najciszej się dało, by nie wystraszyć dziewczyny.
- Karen - Odezwał się przyciszonym głosem.
    Ona nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi. Osunęła się na podłogę. Kolana podciągnęła pod brodę i ukryła w nich twarz.
    Matt natychmiast do niej doskoczył, całkowicie zapominając o rozlanej wodzie. Kucnął przy niej i mocno otulił ramieniem, tak by czuła się bezpiecznie. Nie pytał o nic i tak nie wydusiłaby z siebie najmniejszego słowa przez ten płacz. Co jakiś czas tylko szeptał pojedyncze słowa by przypomnieć jej, że nadal tam jest i może na niego liczyć.
    Siedzieli na tej podłodze z dobre czterdzieści minut. Karen zmęczona łkaniem w końcu usnęła w ramionach przyjaciela. Matt przeniósł ją do łóżka Lisy. Zauważył, że dziewczyna jest  strasznie wychudzona, prawdopodobnie przez długotrwały stres.
    Gdy zostawił Karen w sypialni, sięgnął po telefon i wykręcił dobrze mu znany numer.
- Musisz mieć naprawdę dobry powód, że dzwonisz akurat teraz. – odezwał się kobiecy głos. – Na oddziale panuje dziś jakiś bunt. Pacjenci zaczęli masowo wyrywać sobie wenflony i odmówili przyjmowania kroplówek, więc streszczaj się.
    Matt opowiedział Lisie dokładnie wszystko co się wydarzyło po jej wyjściu do pracy.
- Już zapomniałam, że dałam jej zapasowe klucze. Chociaż sądząc po wyglądzie moich peonii to chyba często w nim nie bywała.
- Co? – Zapytał zdziwiony.
- Karen ma świetną rękę do kwiatów. Podczas naszych ostatnich wspólnych wakacji Mattie, poprosiłam ją by podlała mi chociaż kwiaty, a gdy wróciliśmy okazało się, że wszystko uschło. – Odkaszlnęła. – Przepraszam, odbiegłam od tematu. Jak tylko się obudzi i doprowadzi do stanu jakiejkolwiek używalności, wyciągnij od niej tyle ile się da, a potem zadzwoń do mnie.
- Jasne pani doktor – Zażartował, ale jednocześnie dał jej znak, żeby się niczym nie martwiła.
- Tylko Mattie. Nie dzwoń w okolicach dziewiątej. O tej godzinie mamy czyszczenie basenów. A wolę nie ryzykować by telefon wpadł mi… no wiesz gdzie.
- Jak sobie życzysz. – Ponownie zaśmiał się delikatnie, a następnie nacisnął czerwoną słuchawkę w swojej komórce.  



Szczerze samej nie wiem co o tym myśleć. Z jednej strony mi się podoba, ale z drugiej mam wrażenie, że Wy, czytelnicy, wolicie czytać o czymś innym niż o rozterkach jakiejś niszowej gwiazdy. Ale nie poradzę nic na to, że gdy jakiś pomysł mocno się mnie trzyma to zwyczajnie muszę się nim podzielić.
No trudno, co będzie, to będzie. mam nadzieję, że mimo wszystko nie porzucicie tego bloga. Każdy przecież czasem miewa gorsze dni ;)