niedziela, 23 czerwca 2013

Miniaturka #7 - Która jest godzina?

Fandom: Doctor Who
Czas: Nieokreślony, ale przed "The Name Of The Doctor"
Opis: Jedenasty przez przypadek ląduje w 2003 roku. Podczas krótkiej przechadzki spotyka starą znajomą.

    Po okolicy rozległ się charakterystyczny dźwięk, jaki niebieska budka zawsze wydawała przy lądowaniu. Drzwiczki otworzyły się, ale jedyne co dało się zauważyć to rozmazaną smugę dwóch postaci wybiegających z niej. Ze środka wydobywał się czarny dym.
- Coś Ty najlepszego zrobiła? – Doctor wrzasnął na swoją towarzyszkę cały czas kaszląc i dusząc się dymem.
- No nic! Może przez przypadek dotknęłam czegoś. – Na policzkach Clary zaczęły się pojawiać czerwone plamy. Jej także zaczęło brakować czystego powietrza.
- Wiesz, że ona cię nie lubi. Musisz być ostrożniejsza, gdy stoisz przy konsoli! – Doctor starał się ukryć twarz w rękawie swojego płaszcza, ale nie dało to oczekiwanych rezultatów. Dymu było za dużo. – Chodź, musimy zwyczajnie poczekać aż to minie. – Drugą ręką dał sygnał, że to dobry moment by zwiewać. 
    Szybkim krokiem udali się w stronę najbliższych zabudowań. Trzysta metrów od dymiącej maszyny powietrze było na tyle czyste, że mogli już spokojnie oddychać i oczyścić płuca.
- Jak dalej będziesz powodować przegrzanie systemu, to TARDIS sama cię wyrzuci gdzieś na drugim końcu galaktyki. – Doctor pogroził dziewczynie palcem, centralnie przed jej nosem.
- Taaak, uważaj bo się jej boję. – Clara nie wzięła słów Doctora na poważnie. Nigdy nie brała. A przynajmniej tych, które odnosiły się do niebieskiej krowy, znaczy budki. – I zabieraj ten palec. – Walnęła jego dłoń tak mocno, że Doctor zaklną pod nosem.
- Jesteś niemiła! – Burknął rozmasowując sobie dłoń.
    Clara nie odpowiedziała. Zaczęła się rozglądać po okolicy. Nie było tu niczego nadzwyczajnego. Mnóstwo drzew, stary automat telefoniczny, pusty postój taksówek, stacja benzynowa i sklep.
- Zakładam, że nie masz pieniędzy. – Zakpiła sobie, a Dotor popatrzył na nią spode łba. – Jak zawsze, gdy lądujemy na Ziemi. - Przeszukała dokładnie wszystkie kieszenie i wyciągnęła z nich garść monet. – Pójdę po coś do picia. Te twoje herbatki są wręcz obrzydliwe. – Potrząsnęła głową i udała odruch wymiotny.
- Nikt nigdy się na nie, nie skarżył! – Doctor, urażony tym stwierdzeniem założył ręce na piersi. Wszystkim poprzednim towarzyszkom napar z liści sandałowca smakował. Tylko nie jej.
    „Niemożliwa dziewczyna” – pomyślał.
   Clara weszła do sklepu odwrócona tylko w połowie. Palcem wskazywała na Doctora - Nie ruszaj się stąd. Nie będę cię szukała po całym mieście.
- Nie mam takiego zamiaru! – Krzyknął. – I tak nic ciekawego się tu nie dzieje. – Szepnął, bardziej do siebie, gdy dziewczyna zniknęła wreszcie w budynku. – To zwykłe nudne miasto. Nawet nie sprawdziłem odczytów. Gdzie my jesteśmy? – Zaczął się rozglądać za jakimś znakiem, planem miasta czy chociażby przystankiem autobusowym. Takowy na szczęście  nie stał daleko. 
    Szybkim krokiem podszedł do rozkładu by sprawdzić co to za miejsce. Palcem przejechał po liście przystanków. 
    “Womanby Street. To w Cardiff”. Zaczął nad czymś gorączkowo myśleć. Jakim cudem wylądowali właśnie tu. Nie ma tu przecież żadnych statków kosmicznych, pożarów ani rabunków, dokonanych przez krwiożerczych kosmitów, więc dlaczego właśnie tu? Równie dobrze mogli robić się w pobliżu domu Clary.
- Mówiłam ci, że on powinien jechać z nami. – Do jego uszu dotarł fragment jakiejś rozmowy. Coś go jednak zamurowało. Znał skądś ten głos, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd.
    Odwrócił lekko głowę w stronę dobiegającego dźwięku, a także tupotu obuwia. Zobaczył idące w kierunku przystanku dwie młode dziewczyny. Brunetkę i blondynkę. Tę drugą znał, aż za dobrze.
- Daj spokój, Rose. Chris musiał iść dziś do roboty. Przykro mi, że nie weszłyśmy. Ale spójrz na to inaczej, cioteczka nie będzie się złościła.
- Sel, mojej matce nic nie pasuje. Znasz ją przecież. Nawet bym jej nie powiedziała, gdzie chodziłyśmy. Ewentualnie bym skłamała, że uczyłyśmy się cały dzień. – Rose zachichotała, a następnie gwałtownie się zatrzymała. Spojrzała na Doctora.
    On stał jak zaklęty w kamień. Dokładnie pamiętał te oczy, te włosy, ten nos. Nie mógł uwierzyć, że to naprawdę ona. Serce waliło mu jak oszalałe. Zaczął się zastanawiać w jak odległej przeszłości są, że ona jeszcze jest w tym świecie. Na ręku jej koleżanki, kuzynki, czy kimkolwiek była ta druga dziewczyna, ujrzał zegarek z datownikiem. 
„27 lipca, 2003 rok. A więc ma tu dopiero siedemnaście lat. Jeszcze nie wie kim jestem. Ooo, i nosi aparat ortodontyczny.”
- Wszystko dobrze? – Zapytała. – Może w czymś panu pomóc?
„Zawsze była chętna do pomocy”
- Nie, dziękuję. Już mi lepiej. – Odpowiedział. Jego głos nie brzmiał jednak na tyle pewnie, by Rose odeszła.
    Patrzyła na niego, całe osiem sekund. Liczył.
- Na pewno? – Zapytała przekręcając lekko głowę w bok i uśmiechając się.
- Właściwie.. – Zaczął powoli – Chciałbym się zapytać.. Która jest godzina?
Głupszej rzeczy nie mógł wymyślić. Ale z drugiej strony o co miał zapytać? Czy Rose pamięta jak z nim podróżowała? Nawet by nie wiedziała co to TARDIS albo Dalek. To wszystko wydarzy się dopiero za dwa lata.
- Czternasta trzynaście. – odezwała się brunetka. Poczuł się trochę zawiedziony, liczył, że to Rose odpowie. Chciał jeszcze raz usłyszeć jej głos.
- Dziękuję. – Zmusił się na sztuczny uśmiech, który bardziej przypominał grymas.
- Do widzenia. – Rose pomachała do Doctora, uśmiechając się jak najbardziej szczerze. Złapała swoją towarzyszkę pod ramię i poszła dalej kontynuując wcześniej przerwaną rozmowę.
    Nie spuścił z niej wzroku. Mógłby przysiąc, że miała na sobie tą samą bluzę co w tę pamiętną noc gdy pierwszy raz z nim odlatywała.
- Kto to był? – Doctor aż podskoczył ze strachu. Obok zobaczył, Clarę stojącą z dwoma kubkami gorącej kawy. Zerknął jeszcze raz w stronę odchodzącej Rose.
„TARDIS nigdy nie ląduje tam gdzie chcemy, a tam gdzie potrzebujemy lub jesteśmy potrzebni” przeszło mu przez myśl.
    Nie było dnia by nie myślał o tej blondynce. Minęło już tyle czasu, tyle lat. Stare rany w jego sercach się zagoiły. Ale ta jedyna, zwana Rose, wciąż krwawiła.
- Nikt. – Uciął krótko, biorąc od Clary swoją kawę. – Wróćmy do TARDIS, jest już pewnie gotowa do odlotu. – Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę niebieskiej budki.
    Clara wzruszyła tylko ramionami, ale posłusznie poszła za nim, co jakiś czas biorąc łyk kawy ze swojego kubka.



I oto jestem! Nie wiem czy można to nazwać jakimś spektakularnym powrotem, ale staram się. Czytałam ostatnio trochę opowiadań i tak dostałam natchnienia. Nie wiem jednak czy to co widnieje powyżej jest w tak dobrej jakości jak moje prace przed przerwą, ale ma nadzieję, że na rozgrzewkę starczy. 
Osobiście bardzo się bałam zacząć pisać o Doctorze. Jest to trudna postać i miałam pewne obawy, że przedobrzę w którąś stronę.  Opinie pozostawiam jednak wam.
Jeżeli chodzi o to skąd czerpałam inspirację do tej miniatury, nie było to nic wyszukanego, tumblr i youtube. Ostatnio zainteresowałam się tym, co by było, gdyby Jedenasty spotkał Rose, i mimo iż uwielbiam połączenie Jedenastego z River, to muszę przyznać, że parowanie go z Rose, także ma pewien sens. 
Jeżeli chodzi o "Chłopaka mojej przyjaciółki" to postanowiłam, że nie opuszczę tego opowiadania. Chcę je napisać do końca. Najśmieszniejsze jest to, że dokładnie wiem co ma się w nim wydarzyć, ale jakoś nie potrafię ubrać tego w słowa. Na szczęście zaczynają się już wakacje, więc będę miała dużo czasu aby coś wymyślić. 
Jak zawsze przepraszam za błędy, ale jest 50 minut po północy i na prawdę nie mam w tej chwili do tego głowy. Postaram się wszystko poprawić rano.